Nadaj mi imię i nie zapomnij mnie

Nadaj mi imię i nie zapomnij mnie

To będzie tekst o śmierci, o stracie, o rodzinie i o odwadze.

Osoba, która mnie zainspirowała, na pewno to wie. A kolejne tygodnie w ostatnim czasie przyniosły szereg historii od różnych osób, które łączył ten sam motyw: straty dziecka w różnym wieku, w ciąży i po niej, oraz akceptacji tej straty lub… zapomnienia.

Przypadek? Nie sądzę.

Może znak, że trzeba wyciągnąć coś istotnego z tych historii i puścić w świat: to ma znaczenie, że kogoś straciliście. Cmentarze są bardzo ważne, i świece, i kwiaty, i zdjęcia, i opowieści. Nie ma pamięci teoretycznej, jak nie ma teoretycznego piękna.

Dygresja.

Moi przodkowie pochodzą z kraju, na którego terenie odbyło się ludobójstwo. Nienazwane tak, niepoprawne politycznie, zaprzeczone. Zmarli leżą tam do dziś w wielu miejscach bez pomników, bez upamiętnienia. Kiedyś odwiedziłam ten kraj, w którym nie okupant, a miejscowi czynili rzeczy straszne (zresztą uświadomiłam sobie, że ta historia powtórzyła się tam w trzech kolejnych pokoleniach) swoim sąsiadom. Miejscowość pradziadków – dało się dojechać i znaleźć tych, co pamiętali. W busie żarty, że nas powieszą (tak w temacie). To była mała wioska i ludzie żyjący „po staremu” – jeszcze ten rodzaj gospodarki, gdzie koń to podstawa, a rodzina myje się w miednicy (a ja wraz z gospodarzami, bardzo gościnnymi dla obcych, trzeba przyznać). Znalazłam groby praprapradziadków na miejscowym cmentarzu. Nie dało się kupić zniczy. Nikt nie wiedział, po co świece na grobach. Cmentarz, ciągle używany, był w strasznym stanie. Zarośnięty, zaniedbany do poziomu niewyobrażalnego u nas w kraju. Tam nie dba się o groby. Miałam silne skojarzenie z kondycją duchową tamtego społeczeństwa, złą kondycją.

W skali makro (społeczeństw) jest tak samo, jak w skali mikro (osób). Nie da się nie rozliczyć z własną przeszłością i dobrze funkcjonować – to cena spójności. Dlaczego? Im więcej mechanizmów obronnych musimy zaangażować, by zapomnieć i nie dostrzegać, tym siłą rzeczy dalej jesteśmy od rzeczywistości i gorzej na nią odpowiadamy.

Polak myśli, że jest z nim źle (z polskością). Źle jest, bo jesteśmy ludźmi i trwają dzieje. Banał. Niezadowolenie z siebie jest naszą cechą charakterystyczną, zawsze zresztą jest nad czym pracować. To nie jest miara realnej sytuacji. Wydaje mi się, że nasza kondycja pod pewnymi względami jest jednak lepsza, niż wielu innych narodów; w tym całym ubłoceniu, jakie jest typowe dla człowieczeństwa. Jest źle, ale jest też dobrze i bardzo dobrze. Jeszcze nie umarło, póki my…

Powrót.

Żałoba ma fazy i pierwszą z nich jest zaprzeczenie. Potem gniew, żal i wreszcie reorganizacja, włączenie doświadczenia straty do historii życia i – życie. Zdrowie – to przejście przez wszystkie. Psycholog wie, że część osób zatrzyma się na pierwszej. Do tego prawdopodobnie są zaangażowane najsilniejsze i najbardziej prymitywne mechanizmy obronne. Można zaprzeczyć, że ktoś umarł. Można też zaprzeczyć, że ktoś był – był wśród nas. To zdarza się w różnych układach rodzinnych, ale najczęściej dotyczy osób ukrytych pod hasłem „straty okołoporodowe”. Umarłych w ciąży, poronionych, abortowanych, zmarłych w różnych okolicznościach jako już narodzone dzieci.

Znam rodziny, w których o utraconych „ciążach” czy śmierci po porodzie mówi się otwarcie. Te historie zostały zaakceptowane, są częścią historii rodziny. Nie są tabu, ale też nikt nie fiksuje się na nich po latach. Zmarłe dzieci są rysowane na obrazkach przez rodzeństwo – są w niebie. Odeszły, nazywając to psychologicznie, do dobrego tła i są częścią spuścizny, która nie atakuje, nie boli, jest przyczynkiem do zadumy – a czasem modlitwy, za wstawiennictwem nieznanych krewnych. I te rodziny – przypadek? Ponownie: nie sądzę – nie boją się rozmawiać o własnej śmierci, planować względem niej, zastanawiać się nad nią, przygotować się do niej.

Znam też rodziny, w których przegania się takie tematy. Celowo używam tego słowa, bo rozmowom na żywo często towarzyszą charakterystyczne gesty. „Nieważne, to nie jest rozmowa na teraz, jak możesz tak mówić, było minęło, dawno i nieprawda, nie ma sensu o tym mówić” – w najlepszym razie. Poza tym kłamstwa, lub najczęściej: milczenie. I to są rodziny, w których nie wolno rozmawiać o własnej śmierci i wiele energii poświęcanej jest odsuwaniu tej perspektywy z pola widzenia.

Sądzę, że trudniej się umiera i żyje, gdy nie wolno umrzeć – w tym kontekście znaczeniowym. Wróćmy jednak.

Wielka cisza

Ile jest zmilczanych osób w naszych drzewach genealogicznych? Przecież żadna z nich nie przeszła bez wpływu na dzieje rodziny. Nie da się stracić dziecka i anihilować ze swojej historii tego faktu. Każde jest, było, miało być – czyimś wnukiem, bratem, siostrą, kuzynką, synem, córką… Nikt nie jest samotną wyspą, jesteśmy siecią niezwykle pogmatwanych połączeń w czasie i przestrzeni – i mamy bardzo niską świadomość tego, jak na nas to wpływa.

Jak miało mieć na imię to rodzeństwo, którego nigdy nie poznałeś? Jakie imię dostała ciotka, o której nikt nie mówi i nawet nie wiadomo, gdzie jest jej grób – bo żyła jeden dzień? Jakie imiona nadałabyś swoim utraconym dzieciom? Jakimi chcesz się do nich zwracać w pamięci? Ile osób nie narodziło się w Twojej rodzinie, w poprzednich pokoleniach, bo ktoś podjął decyzję, świadomie lub nie, że nie chce, by się narodziły? Kto to mógł być? Jak byłoby z nimi żyć?

Jak wielką odwagę trzeba mieć, żeby się zmierzyć z zamilczaniem. Zadać zakazane pytania – albo zdecydować się ich nie zadawać, ale żyć z nimi. Zorganizować pogrzeb nienarodzonego dziecka, który zostanie przemilczany przez rodzinę, niezrozumiany przez otoczenie, może urząd czy szpital (bo przecież to są instytucje, które muszą być weń zaangażowane). Pożegnać się z dzieckiem, którego część personelu medycznego nie uważa za dziecko. Zabrać dzieci na pogrzeb. Powiesić zdjęcie, gdy nieprzeżyta żałoba kogoś bliskiego, zatrzymana w zaprzeczeniu, boli. Opowiedzieć o osobie, która była częścią naszego życia, innym. Wspominać. Odwiedzać grób z dziećmi.

Świat ludzki to świat schizofrenii – to jest rozszczepienia, rzeczy sprzecznych, nie mieszczących się, nie do pogodzenia tak bardzo, że żyjemy w równoległych światach. Jak wielu fanów świętowania Halloween („bo trzeba oswajać”) nigdy nie bierze dzieci na pogrzeby? Inny przykład rozszczepienia odnośnie śmierci i dzieci: Bernard Nathanson, nawrócony lekarz aborcjonista, w swoich wspomnieniach przyznaje, że był czas, gdy na jednym piętrze szpitala uśmiercał dzieci w tym samym wieku, w którym były te ratowane przez niego na drugim piętrze. Inny: są kraje z daleko bardziej posuniętym przyzwoleniem na aborcję, gdzie personel szpitala położniczego jest profesjonalnie przygotowany do zmotywowania matki do pożegnania straconego „płodu” (podejrzewam, że to nie dotyczy aborcji, ale niechcianej straty). Bo wie, że to jest zdrowsze. W naszym kraju – choć niby względnie (to względnie to słowo na osobne kilka tekstów) przytomnym względem aborcji, tylko czasem, obawiam się że rzadko, żegnamy się z utraconymi dziećmi. Standardowa reakcja to zachęcenie do odwrócenia wzroku. „Po co to pani?”.

Wiem, że mądre położne i mądrzy lekarze starają się przełamać ten schemat.

Skąd wziął się ten mit, że zobaczenie zmarłego, utraconego dziecka wywoła traumę – a pozostanie z przerwaną nicią, z wyobrażeniami na temat żywego i umarłego dziecka, jest zdrowsze? Ucieczka powoduje zwykle już ciągłe uciekanie. Myślę, że po prostu bardzo trudno jest wspierać rodzica, który mierzy się ze stratą, w jego bardzo silnych emocjach. Wydaje nam się, że on w tym intensywnych emocjach już zostanie. Czy w zawodach medycznych odcinanie się nie jest najczęstszą obroną przed naporem emocji, świadomości ciężkich faktów? Czy nie jest proponowane automatycznie jako ersatz również pacjentom?

To są bardzo trudne sprawy – i tylko duchowa dojrzałość, duchowa moc może tutaj coś zmienić, i ruszyć sprawy z posad. Każda osoba, która to pojmie i postawi sobie za cel wytrwać na posterunku, gdy życie będzie życiem, i czasem ktoś odchodzi, ma szansę stać się wsparciem, gdy na kogoś innego przychodzi ciężka próba. A to niesie nadzieję, że ktoś da to wsparcie i jemu, jeśli będzie taki czas.

Pomyślałeś, pomyślałaś o kimś?

Nadaj mu imię i nie zapomnij o nim.

Ten post ma jeden komentarz

  1. Baś

    Kasiu, bardzo ważny, mądry i piękny tekst. Chowam w sercu.

Skomentuj Baś Anuluj pisanie odpowiedzi