Ciężko poukładać sobie w głowie to, co się dzieje w związku z wojowniczym rozporządzeniem Motu Proprio. Dobrze, że mam wymyślonego brata bliźniaka, z którym mogę kulturalnie porozmawiać;)
Oto zarejestrowana z ukrycia dyskusja.
*
– Wszystko co przed było „sztywne, duszne, rygorystyczne, bezlitosne”, a potem nadeszła Wiosna Kościoła. Jak powiał ożywczy wiatr, to wywiało szyby z Kościoła Otwartego, a z otwartego na przestrzał Kościoła Otwartego wywiało wiarę – i w końcu wiernych.
– Bardzo zabawne. Ludzie zmieszani, pozałamywani, podzieleni bardziej niż byli, skonsternowani… kłócą się o posłuszeństwo, o pychę, nie wiedzą, co myśleć…
– Aha! A jak mamy konsternację, to znaczy że to jest gra psychologiczna. A jak szpital-sąd-kostnica, to mamy grę psychologiczną trzeciego stopnia!
– Ja nie znam się na Analizie Transakcyjnej. Nie stosuj nazewnictwa, którego nie znam.
– Ok. Chciałeś gadać o tym, czy to dobrze, że ogranicza się dostęp do Mszy, która jest pełna form i rytuałów. Jakby KAŻDA nie była pełna form. Msza – forma. Liturgia – forma. Religia… zgadnij co? Forma.
– Dyskusja dotyczy tak naprawdę tego, czy FORMA ma znaczenie dla DUCHA.
– Ma.
– Ma? Chrześcijaństwo nie jest religią pustych rytuałów. To, co w środku, ma znaczenie.
– Jak nie masz dzbana, to co z tego że wino jest super. Już wsiąkło w ziemię.
– Że co?
– To jest złe postawienie sprawy. Bez formy nie ma zawartości – pyk! Znika.
– No jakiejś formy, ok. Jakiejś, a nie konkretnej, jedynej. Forma to kwestia umowna, można i należy to zmieniać, żeby nie skostnieć w zewnętrznych formach wyrazu.
– Serio? Nie oświadczasz się, siedząc na sedesie i wykrzykując pytanie przez drzwi, bo kochasz.
– Ale co to ma do rzeczy?
– Do babci na 80-tkę ubierasz się w garnitur i myjesz włosy… Jak odebrałaby, gdybyś przyjechał w poplamionym dresie i tłustymi strąkami? To są komunikaty. Mówisz przez swoje zachowanie, przez ubranie, przez formy. Pomyśl: nie żądasz, żeby twoje dzieci się domyślały, że je kochasz, wyrażasz to dostosowując sposób zachowania, mówienia do nich… Zachowujesz dress code w robocie? Nie wywalasz nóg na oparciu w kinie? Dajesz żonie kwiaty? Tysiące razy w ciągu dnia wyrażasz w ustalonych formach to, co w środku.
– Czekaj, czekaj. Tak, ale to jest umowne… w innej kulturze szacunek, bo ty próbujesz mnie przekonać przez powszechność sposobów wyrażania szacunku, ma inne formy. Poza tym babcia, dzieci, żona są ludźmi. Bóg jest duchem. Nie potrzebuje takich zewnętrznych form, bo wie, co mamy w środku. Stan serca jest kluczowy.
– Zgadzam się! Stan serca jest kluczowy.
– … No to o czym ta rozmowa?
– Są FORMY, które są bliższe lub dalsze wyrażeniu tego, o co chodzi sercu. Zgodzisz się ze mną?
– To zależy od kultury, od umowy społecznej.
– W wielu wypadkach tak. Ale w niektórych z całą pewnością nie. Np. nie możesz zgłaszać się kierując rękę w dół, niezależnie od umowy społecznej, bo to jest nieefektywne. Albo nie dasz żonie kolekcji zasuszonych szczurzych ogonów. Rzeczywistość ogranicza swobodę wyboru form wyrazu. To jak?
– Dobra, coś tam ogranicza. Ale to nie znaczy, że jest tylko jedna właściwa. Mogę dać czekoladki, kwiaty, książkę, kupić bilet na koncert…
– Jesteś w stanie sobie wyobrazić, że mogą być takie przypadki, w których ten wybór ODPOWIEDNIEJ FORMY jest bardzo wąski?
– Jak bardzo?
– Bardzo. Jedna, dwie, trzy możliwości. Umówmy się, że nie bierzemy pod uwagę możliwych do pomyślenia światów, tylko nasz.
– Idąc twoim tokiem rozumowania pewnie tak. Chociaż teraz trudno mi sobie wyobrazić jakiś przykład. Tylko czekaj, czuję że mnie wmanewrowujesz. Cofnijmy się do momentu, w którym mówiliśmy o tym, że to, co duchowe wyraża się w formie. Że to sercu o coś chodzi – i stąd dopasowana forma wyrazu.
– Dobra. To ten moment w którym zgodziliśmy się co do celu.
– Tylko że my rozmawiamy o liturgii. I o tym całym sporze, zakazywaniu, ograniczaniu, cokolwiek to jest. Ratowanie Kościoła przed rygoryzmem i brakiem wigoru. Bo przecież do tego służy ten nowy dokument. Żeby nie iść w formy, które przerastają ważność treści. Dlatego były te zmiany, one miały na celu poprawę tego, co się przeżyło…
– Moment, pomału. Strasznie dużo rzeczy tu się miesza. Zgodziliśmy się co do form wyrazu tego, co w środku, że one mogą być bardziej określone. A Ty chyba teraz mówisz o jakimś rodzaju pedagogiki. Żeby Msza, liturgia, dawały jakiś skutek uczestniczącym ludziom… Wychowywała ich. Że Msze jakoś wpływają… i że mają pewnie wpływać tak, żeby chrześcijanin był bardziej chrześcijaninem, zgadłam?
– Przyznaję, że muszę się gryźć w język, bo strasznie mnie wkurzasz tym swoim dzieleniem włosa na czworo.
– Mogę cię opieprzyć, jak to się robi w Internetach, za odmienne zdanie. Albo sobie razem poanalizujemy i sprawdzimy, czy nie jesteśmy jednak w stanie się dogadać. Może wcale nie różnimy się tak bardzo?
– Czyli mamy dobre intencje z założenia.
– Tak. I jesteśmy wytrwali. I inteligentni. I mamy dobre źródła informacji.
– Podoba mi się twoje słodzenie.
– To teraz: nie ma miłości w serduszku dla wrogów miłości w serduszku!
– Ej!
– Żartowałam. Ale coś jest w tym żarcie, takiego współczesnego.
– Nie ma tolerancji dla wrogów tolerancji?
– Otóż to. Zobacz, serce chrześcijanina, miłość chrześcijańska itp. – to nie jest ta wyśmiewana „miłość w serduszku”. Ani datki, ani podatki, ani inne kwiatki – chrześcijanin, katolik, to nie jest miły pluszowy, bezproblemowy gość. Liturgia ma sprzyjać kształtowaniu serca, ducha, zwał jak zwał. Być wyrazem poukładanego ducha i do siebie pociągać niepoukładanego, czyli każdego z nas…
– O, to, to. POCIĄGAĆ. A nie odstraszać. Czyli być atrakcyjna dla współczesnego człowieka. I właśnie dlatego nie powinna być taka skostniała.
– No właśnie nie. Jeśli jej istotą będzie atrakcyjność, jeśli ona będzie po to, by była atrakcyjna – to staje się konkurencją dla platform streamingowych… i w ogóle branży rozrywkowej. Kiepską.
– Nie! Bo nie ma być dla czyjegoś ZYSKU atrakcyjna, tylko żeby uczynić człowieka LEPSZYM.
– To jest forma manipulacji i inżynierii społecznej. Wizja „lepszego człowieka” i obróbka, zrobić go tak, żeby wyszedł na jakiś wzór. Przyciągnąć jak muchę na lep.
– O, i wyjdzie że myślimy po Dawkinsowsku. I dajemy Marksem: religia to opium dla ludu.
– Ty się śmiejesz, ale to jest poważna sprawa. Być może niechcący doszedłeś do meritum, o czym my w ogóle gadamy.
– Nie strasz. Nie jesteś wierząca?
– Jestem. Tylko nie uważam, że koncepcja „zrób atrakcyjnie, przyciągnij” jest dla Kościoła, dla wiary, czy dla ludzi dobra. Ustawia nas w takiej pozycji, że mamy do sprzedania produkt, czyli że chcemy mieć zysk za poczucie zadowolenia. Wręcz przeciwnie, atrakcyjność niszczy religijność.
– Aha, czyli będziemy odstraszać i patrzeć, kto przetrwa?
– Nie. Po prostu trzeba mieć inny punkt odniesienia, dobry, słuszny, prawdziwy. I tym punktem odniesienia nie są mody, ludzie, uczucia, przekonania, zmienność czasów, bla bla bla. Tylko: Pan Bóg. Pan Jezus. To, co dla nas zrobił, w naszej gównianej kondycji.
– Że co proszę? Taka święta i się wyrażasz?
– Chciałam dosadnie. I nie nabijaj się ze mnie, drażnisz. Nie rozmawiamy o mojej świętości, tylko o sporze o liturgię, zreformowaną i sprzed reformy. Mówię, że to prawda o Bogu i człowieku, o historii Zbawienia, jest osią „Starej Mszy”. I w ogóle każdej Mszy, to jest bardzo ciekawa historia tak w ogóle.
– Dla ciebie to wszystko jest ciekawe. No to jak się mają te wszystkie formy do Pana Boga?
– Tak, że to, co najlepiej oddaje te prawdy, i jest nakierowane na Ofiarę Jezusa, i jest z dbałością i piękne – masz tę swoją atrakcyjność, ale jako wezwanie do piękna oddającego prawdę, a nie dla „przyciagania” – jest zarazem najlepsze dla duchowego wzrostu człowieka – indywidualnie i dla społeczeństwa, duchowo i docześnie, Amen.
– Eee…co?
– Mówię, że Stara Msza chyba spełniała max z tego opisu, a że ludzie są grzeszni i zawsze coś spieprzą, to można było się doczepić, powołać na te błędy jako immanentne…
– Jakie?
– Rzekomo przynależne Starej Mszy jako takiej. Może było coś do zmian, malutkich, jakieś ulepszenia, ja nie mówię, że nie, ale zamiast tego wyciągnięto tasak i…cholera, jakie to było niesprawiedliwe. Brrr… okropne. W ogóle jak się czyta, co się działo, jak, kto, normalnie piekło, masoni, swąd szatana!
– Dobra, nie gorączkuj się. Czyli próbujesz powiedzieć, że Msza zreformowana nie ma takiego potencjału?
– Nie ma, bo niby się otworzyła, ale wykluczyła te elementy formy, które były najbardziej na miejscu w stosunku do celu. Albo dała zgubną dowolność. No i u nas jest względnie spokojnie, przez co jesteśmy nieco uśpieni i zadowoleni z siebie, chociaż ostatnio sprawy przyspieszają. Ale w wielu krajach tak się otworzyła, że wywiało i wiarę, i wiernych… Ja tak sobie myślę, że jak papież Benedykt mówił o ubogacaniu form nawzajem, to może miał na myśli połączenie sił: wycofać się z tego, co spowodowało bałagan; dodać to, czego brakowało; ale zasadniczo nie zrywać tego, co trwało przez wieki, kontynuować.
– Brzmi ładnie.
– Bo ja wierzę, że można się dogadać, uratować to, co dobre. Przyznać do pomyłki, a może wprowadzenia w błąd. Ostatecznie ludzie najczęściej nie mają zielonego pojęcia, o czym mówią, coś tam kojarzą przypadkowo z netu, ale ogólnie wierzą w bajkę o złym przedsoborowiu. I wcale im się to nie wydaje niespójne z uwielbieniem ani dla księdza Vianneya, ani księdza Dolindo, ani ojca Pio, ani małej Tereski, ani kogokolwiek tu wstawimy, wszystkich ludzi z epoki skostniałej, rygorystycznej, bez wigoru…
– Ale oni byli przez ten stary Kościół prześladowani!
– Pewny jesteś? A, czekaj… Czyli źle, jak ktoś jest przez Kościół prześladowany?
– Idź sobie. Wrabiasz mnie. To jest troska, a nie prześladowanie. Jeszcze o posłuszeństwie Stolicy Piotrowej porozmawiamy, zobaczysz.
– Czasem z oddali więcej widać… Czasowej też. Pogadamy jeszcze, pa!
– Przemyślę, bo ileś wątków urwałaś, i dopiero cię zagnę. Pa.
*
Żeby wyrobić sobie zdanie, warto zajrzeć do materiałów, które mnie zainspirowały.
o. Leon Knabit, fragment książki przedrukowany przez Niedzielę.
Wywiad z opatem benedyktyńskim na temat sytuacji po Strażnikach Tradycji.
Gość Niedzielny, dość specyficznie próbuje opisać sytuację
Tradycjonalistyczny coming out Dawida Mysiora.
Paweł Chmielewski przed Motu Proprio (Do Rzeczy 5-11.07.21) i po nim.
Sposób, w jaki poradziła sobie diecezja Springfield.
oraz felieton Aleksandra Bańki w GN.
Obrazek pochodzi z komiksu „Twoja Msza” o. Demetriusa Manousosa OFMCap, rys. Hans H. Helweg; wydało DeReggio